Nie raz już wspominałam o tym, że właśnie spędzamy wczasy
pod tują. Wspominałam też, że ogrom pracy i zmęczenie trochę nas zaskoczył i
bardzo trudno zorganizować swoje życie poza budową.
Dziś pokażę Wam jak spędziliśmy miniony tydzień i co nam się
udało zrobić. Można też zauważyć pewną prawidłowość – ilość zdjęć była zależna
od pogody. I malała wprost proporcjonalnie do ilości słońca.
PONIEDZIAŁEK
Na szczęście bardzo nie padało, ale było przeraźliwie zimno.
Rafał z teściem wzięli się za rozbiórkę blachy cynkowej z dachu. Konstrukcja
wydawała się z pozoru niestabilna, ale jak nas już nasze Ranczowe doświadczenie
nauczyło to co łatwe jest trudne.
Płyty były pozawijane na brzegach i pozbijane solidnie gwoździami.
Pod koniec dnia dach od strony ogrodu obnażył dechy.
Na strychu zrobiło się jaśniej. Snopy światła rozpraszały
się w plątaninie pajęczyn.
WTOREK
Jeszcze zimniej. Więcej deszczu. Płyty zniknęły z części
dachu.
Deszcz nas niestety przegonił. Dach zrobił się śliski i
niebezpieczny. Zajeliśmy się jakimiś drobiazgami – ja malowałam krzesło, Rafał
pościągał ze strychu gąsiory, wymył je.
W jednym, no może w dwóch kiedyś coś … będzie się robiło :).
Resztę przeznaczę na wazony, czy też inne zbieracze kurzu.
Teść w tym czasie przykręcił uchwyty do półek, które zostały wycięte ze
starych szaf. W planie mam pomalować je na biało ( o nie!! Czyżby i
mnie ogarnęło białe szaleństwo?! ) – będą idealne do figurek Lego i obrazów
Jasia.
ŚRODA
Pogoda powoli się poprawia. Chłopcy znowu urzędują na dachu.
Tym razem uwijają się jakby chcieli nadrobić wczorajszy dzień.
Pod koniec dnia od frontu domu widać już więźbę, a z lukarny
powstała platforma obserwacyjna na którą prowadzi… drabina. Tak, akurat drabiny
to jest coś co uwielbiam pasjami. Omijam je szerokim łukiem, ale … czasami
ciekawość zwycięża.
Wlazłam, zrobiłam zdjęcie zza komina… Jak się przyjrzycie,
po lewej stronie widać kawałek domku na drzewie. W tym rejonie jest też miejsce
w którym palimy ogniska, jest też tam altana.
W środę posadzenia doczekały się moje trawy. Miałam trzy
sadzonki trawy pampasowej, które rozmieściłam blisko altany, tak aby
rozrastając się osłaniały jej wnętrze od wiatru.
Gdy trawy się przyjmą i zaczną się rozrastać, a ja doczekam
się tarasu część zostanie przeniesiona w jego rejon. Mam w planach posadzić też
tam lawendę, która póki co nieśmiało rozwija się przy garażu.
Dwie sadzonki miskantu posadziłam tuż obok wapiennej ścieżki
prowadzącej do altany.
Może za rok o tej porze będę się już cieszyła pierwszymi
trawiastymi wachlarzami ?
CZWARTEK
W czwartek prawie wcale nie robiłam zdjęć. Było coraz więcej
drzewa do przenoszenia na tylną część ogrodu, taczkami zaczęłam wozić pierwsze
partie cegieł, które z teściową oczyszczałyśmy.
Najbardziej w tej pracy nie lubię tego momentu, gdy już
prawie oczyściłam całą cegłę i nagle ona pęka. Jeśli w pół to rozczarowanie
jest mniejsze, bo ląduje na stosiku połówek, ale jeśli pęknie w jakiś „szalony”
sposób nadaje się tylko na gruz.
Jeśli przyjdzie wam kiedyś wykonywać podobną pracę polecam
wygodny zydelek i młotek murarski.
Pod koniec dnia mieliśmy już całkiem fajny taras na strychu…
PIĄTEK
Dzień w którym była najlepsza pogoda. Dach znikał w oczach…
…a rosła góra drewna i cegieł.
W przerwach między przenoszeniem i układaniem materiałów
docinałam trawę przy skalniakach i wyrywałam chwasty. Ot, taka mała rozrywka!
Z okien Rafał wykręcił mi kilka fikuśnych uchwytów…
„Mamoooo, a po co Ci to?!” pytał Jaś. Jeszcze nie wiem, ale na
pewno dostanie kolejne życie.
Rafał z tatą pracował prawie do zmroku. Z dachu pozostał
szkielet.
A gdy zrobiło się już naprawdę ciemno Jaś i ja bawiliśmy się
światłem i czasem naświetlania…
Z Rancza ruszyliśmy o 22, by kolejnego dnia zerwać się o
świcie!
SOBOTA
Słyszeliście o ŚLĄSKIM UNIWERSYTECIE DZIECI? Jeśli nie
to koniecznie poczytajcie! Fantastyczne zajęcia dla dzieci w różnych
przedziałach wiekowych. Część zajęć odbywa się w formie wykładów na
Uniwersytecie, a część w formie seminariów o różnorodnej tematyce. Do tej pory
Jaś był np. na zajęciach o pająkach,
gadach. Oprócz części teoretycznej dopasowanej do wieku dziecka, zawsze można
zobaczyć i dotknąć pająka (o fuuuuuu) czy węża.
Tym razem seminaria odbywały się w JURAPARK w Krasiejowie.
Jeśli kiedykolwiek zastanawialiście się czy warto tam
pojechać i wydać te niebagatelne sumy na wejście to powiem Wam, że nie ma się
nad czym zastanawiać! Płacicie raz – przy wejściu, potem każda atrakcja jest
bezpłatna. Musicie tylko przygotować się pod kątem prowiantu lub przeznaczyć pieniądze
na obiad, smakołyki i napoje.
Z wykształcenia jestem geologiem
i to pierwsze tego typu miejsce, które odwiedziłam i nie czułam zażenowania jak
chodzi o materiały edukacyjne. Do tego cała wiedza podana jest w 3d, 4d, 5d ;)
czyli coś co interesuje dzieciaki. I nie tylko ;)
Gdyby nie przeraźliwy wiatr i
nadciągająca burza zostalibyśmy tam dłużej. Nie zdążyliśmy zobaczyć
wszystkiego!!
NIEDZIELA
Ekipa z Rancza jednak potrafi odpoczywać. Dwa dni laby?! Co za rozpusta!
Do zobaczenia za tydzień :)
Magda
Rafał
Jaś