sobota, 30 maja 2015

Ranczowe ZPT #2



Dobry wieczór,

pod ostatnim postem mogliście przeczytać moje płomienne deklaracje, a może raczej nadzieje, że w związku z urlopem blog będzie dosłownie zasypywany relacjami. I jak? Wychodzę na kłamczuchę!
Jedynie nasz INSTAGRAM tętni życiem i jest w miarę na bieżąco z postępami prac.
Ale tak naprawdę tego po prostu nie da się ogarnąć. Niby urlop, ale śpimy krócej niż na co dzień, pracujemy dłużej i ciężej, a dom traktujemy jako łaźnie i hotel. Gdzie w tym szaleństwie czas na bloga?!

Dziś przychodzę z szybkim ZPT. Po ostatnim (klik!) wiecie już doskonale, że każda praca którą wykonuję w ramach tej serii jest czymś zupełnie nowym dla mnie. Nie będę ściemniać, że jestem super obeznana jak chodzi o narzędzia, materiały i etapy. Wszystko robię intuicyjnie, z niewielkim wsparciem męża i teścia oraz przemiłych osób wyszukanych w internetach ( w tym wypadku radą służyła Paula z bloga http://refreszing.blogspot.com/ ).

W dzisiejszym odcinku udział bierze:
- Krzesło - Ruina wyszperane na OXL - za darmo
- wiertarka
- nakładka na wiertarkę
- papier ścierny 80
- farba Dekoral do drewna i metalu - około 22 zł
- pędzel - 3 zł
-wałek z gąbką - około 2 zł


 Pierwszy krok to oczyszczanie wszystkich zakamarków krzesła - najpierw wiertarką z nakładką (wybaczcie nie znam fachowej nazwy). Potem całość wygładziłam jeszcze papierem ściernym 80. Teraz już wiem, że przy okazji kolejnego krzesła spróbuję delikatnie przeczyścić powierzchnie płaskie szlifierką oscylacyjną.



Po oczyszczeniu krzesło wyglądało tak...


Delikatnie je wymyłam i odstawiłam aby wyschło. Kolejnego dnia wzięłam się za krok drugi czyli malowanie...


 Szczerze powiedziawszy po położeniu pierwszej warstwy poczułam lekkie rozczarowanie...


 W trakcie malowania odkryłam, że zdecydowanie lepiej jest malować krótkimi pociągnięciami pędzla. Ale to zapewne już wiecie. A mi się wydawało wtedy, że odkryłam jakąś niesamowicie tajemną tajemnicę :)


Farba dość szybko schnie i tego samego dnia udało mi się położyć drugą warstwę. Krzesło z daleka wyglądało już naprawdę ładnie, ale drażniły mnie widoczne ślady pędzla.
Krzesło schło, a ja następnego dnia pobiegłam do marketu budowlanego po wałeczek - wybrałam najmniejszy jaki był.


Krok trzeci czyli trzecia warstwa nałożona mikro wałeczkiem okazała się strzałem w 10. Krzesło wreszcie zaczęło wyglądać ładnie. I z daleka i z bliska :)



 Co najważniejsze przyszły użytkownik czyli Jaś jest zachwycony. Ja też, ilekroć spojrzę na krzesło jestem dumna. No kto by pomyślał! Ja i narzędzia. Ja i farby. Ja i odnawianie.
Muszę zapamiętać by nigdy nie mówić "nigdy"!
A co najfajniejsze efekt końcowy tak mnie zmobilizował, że jak już skończymy wszystkie prace rozbiórkowe ( chciałabym Wam jutro o nich trochę opowiedzieć) wezmę się za kolejne krzesło, szufladę... i to co jeszcze uda mi się pozyskać :)

 A teraz...
Dobranoc mówi Ranczo :)

bo wiecie, niby jutro niedziela, ale Ranczo nie zna się na kalendarzu ;)


4 komentarze:

  1. Moje gratulacje :) Piękna robota i jak sprawnie Wam poszło! Efekt super :)
    Dobrej nocki!
    Marta

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Marta, bardzo dziękuję. Efekt przerósł moje oczekiwania :)

      Usuń
  2. No no Madziula ;) Szalejesz !! Ja ostatnio szlifowałem łóżeczko dziecięce ;) i tak samo czeka nas malowanie (tzn bardziej moją Madzię ;) ... pozdrawiamy i kibicujemy nieustannie!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Michaś, to poczytaj koniecznie o farbach!! Nie wiem czy ta będzie odpowiednia na łóżeczko dla malucha.

      Usuń